Darmowa dostawa powyżej 200 PLN
I własnie tutaj zaczyna się piękno ceramiki. Zapewne wielu z was słyszało o klątwie zamkniętego powietrza w masie ceramicznej. Legenda mówi, że jak tak się stanie, to nasz przedmiot ulegnie zniszczeniu podczas wypału. Sam spotkałem się z taką opinią wielokrotnie, przez to miałem koszmary w nocy. Bałem się jak małe dziecko, bo przecież nie jestem w 100 % pewien, czy w moim obiekcie, tak starannie dopieszczonym na kole ceramicznym, nie schował się jakiś mały wariat. Strach narastał z każdą godziną podczas wypału... pod koniec byłem już na skraju wytrzymałości... mało nie zostałem alkoholikiem przez to. Wiedziałem, że w trosce o moje zdrowie psychiczne oraz wątrobę, powinienem znaleźć odpowiedź na to zagadnienie.
Starałem się zgłębić problem, gdyż odpowiedź na to zagadnienie mogłaby być decydująca i kluczowa podczas wielu projektów, więc nie pozostało mi nic innego niż czytać i się uczyć. Uzbrojony w wiedzę teoretyczną postanowiłem wyruszyć na głębokie wody i urzeczywistnić teorię. Dzień próby był ryzykownym przedsięwzięciem, gdyż nie skupiłem się na jednym przedmiocie, a tak powinienem zrobić, tylko poszedłem na całość, co mogło okazać się totalną katastrofą - w materiale, czasie i kasie. Na warsztat poszły bombki ceramiczne robione z myślą o świętach. Jeżeli powietrze zamknięte w masie ceramicznej naprawdę ma moc niszczenia, to będę w plecy jakieś 100 bombek oraz tydzień jak nie więcej pracy w studio.
Wybrałem bombki, ponieważ jest to sferyczna forma szczelnie zamknięta z każdej strony. Można powiedzieć, że bombka to nic innego jak ogromny bąbel powietrza zapakowany w glinę. Jeżeli to nie rozwali ścianek to udowodnię, że powietrze zamknięte w obiekcie, nie jest takie straszne jak się wydawało.
Założenie było proste:
W celu uzyskania jak najlepszego kształtu oraz zminimalizowania wagi posłużyłem się formą gipsową, którą zalałem uprzednio przygotowaną masą lejną. Tak, masę lejną sam zrobiłem i napiszę o tym artykuł :)
Jako, że forma musi mieć wlew tzn. musi mieć dziurę przez która wleję i wyleję masę lejną, nie była kompletnie zamknięta. Po wyjęciu kształtu z gipsu odczekałem kilka godzin, aż konstrukcja była na tyle solidna, że można było brać się do działania. Z plastra gliny wykroiłem kółka i zawieszki, wszytko bardzo profesjonalnie skleiłem... jak widać :) Spokojnie, to pierwszy etap, chciałem, aby się wszystko zespoiło, później wytarłem nadmiar mojego "magicznego błota". Po obrobieniu materiału "na odwal", odłożyłem wszystko do dalszego schnięcia. Na tym etapie nie planowałem bawienia się w dokładne szlifowanie i obrabianie bombki, wystarczyło mi, że się skleiło wszystko w jedną całość.
Ogólnie nuda, nic się nie dzieje. Najważniejsze teraz to patrzeć i nadzorować proces suszenia. Najważniejsze, aby przebiegało w sposób równomierny i stonowany, bez agresji, gdyż mogłyby pojawić się pęknięcia, a tego nie chcemy, na pewno nie na tym etapie, jeszcze długa droga przed nami... Kiedy wszystko wyschło, nadszedł czas ostatecznej obróbki. W ruch poszedł papier ścierny, szorstkie gąbki i inne przedmioty. Jak widać na zdjęciu, krawędzie oraz zawieszki są wykonane nieładnie i wymagają nadania krągłości, łączenia na bokach kuli też musiały zniknąć. Na niektórych bombkach w miejscu łączenia kulistego kształtu z zawieszką (magiczne błoto) pojawiły się rozstępy, które trzeba było zalakować, aby podczas wypału szczelina nie powiększyła się. Ogólnie wszytko się udało. Brawo ja :)
Jak widać nie wszystko poszło zgodnie z planem, jednak to co widzicie nie zostało spowodowane zamknięciem powietrza w formie, jeżeli by tak było, wszystkie bombki wyglądałyby tak samo, a tu mamy tylko odosobniony przypadek. Na ponad 100 bombek tylko jedna strzeliła. Analizując całą sytuacje mogę stwierdzić, że bombka roztrzaskała się w skutek uderzenia. Jak widzicie na zdjęciu, każda bombka stała na glinianym kółku, było to celowe, gdyż kula ma tendencję do turlania się :) poza tym magicznym faktem wchodzi sprawa utrzymania formy w jednej pozycji podczas wypalania na ostro ze szkliwem. Ma stać i się nie gibać jak szwagier na pasterce. Sądzę, że podczas wypału, bombka była źle ustawiona na cokoliku i ruch ciepłego powietrza w piecu podczas wypału niejako zachwiał stabilność konstrukcji i bombka spadła. Jest to jakieś wytłumaczenie, nawet sensowne.
Ogólnie rzecz biorąc, udowodniłem, że powietrze zamknięte w przedmiocie nie do końca jest odpowiedzialne za pękanie przedmiotów podczas wypałów.
A to ja, dumny z siebie i swojego eksperymentu. Przyznałem sobie ceramiczną nagrodę Nobla :)
Bo maja rację... Tak, powietrze zamknięte w obiekcie, może i z pewnością doprowadzi do rozwalenia waszej pracy, jeżeli nie jest należycie traktowane.
Ale przecież udowodniłeś, że tak nie jest...!!!
Sprawa jest bardziej skomplikowana. Wyobraźcie sobie to w taki sposób.
Jeżeli po pijaku wsiadasz do samochodu, to nie znaczy, że spowodujesz wypadek (oczywiście nie namawiam do tego). Durczok przejechał 370 km zanim doprowadził do kolizji. Wiem, że to głupie, ale to fakt. Faktem też jest, że jazda pod wpływem zwiększa diametralnie prawdopodobieństwo spowodowania wypadku. To też fakt.
Nasz bąbelek powietrza zamknięty szczelnie w masie ceramicznej jest własnie takim nawalonym kierowcą, może dojść do uszkodzenia, ale nie musi. Na nieszczęście składają się tutaj dwa elementy: powietrze zamknięte w materiale oraz szybka zmiana temperatury. Jeżeli doprowadzimy do zajścia tych dwóch czynników jednocześnie, to mamy przepis na destrukcję.
Powietrze zamknięte w naczyniu tworzy coś w rodzaju jaskini. Podczas wypału woda zawarta w obiekcie zmienia swój stan na gazowy i wyparowuje. Jednakże, zanim sobie odejdzie w niepamięć, penetruje naczynie szukając miejsca gdzie może się przemieścić. Tu właśnie napotyka jaskinie, czyli miejsce zrobione przez bąbelek powietrza. Podczas podgrzewania owa jaskinia wypełnia się ciśnieniem, które może doprowadzić do uszkodzenia naczynia. Lekarstwem na opanowanie ciśnienia jest umiejętne ustawienie krzywej wypału. Jeżeli należycie i delikatnie będziemy podnosili temperaturę, zwłaszcza w przedziale 0°C do 120°C (wiem, że zostało tu przekroczone 100°C, czyli punkt przemiany wody w parę wodną, ale robimy to umiejętnie, więc możemy pojechać do 120°C), to unikniemy zniszczenia, co właśnie udowodniłem. Powolne nagrzewanie równa się stworzenie odpowiednich warunków na bezpieczne ujście pary wodnej poprzez pory zawarte w masie ceramicznej. Te pory mają swoją moc przerobową, za szybki przyrost ciśnienia i pory nie dadzą rady z powstałym ciśnieniem :(
Kluczowym elementem każdego wypału jest umiejętne operowanie temperaturą w piecu. Jeżeli ustawimy piec na grzanie powiedzmy 100°C na godzinę, to para wodna nie będzie miała czasu ani sposobności wydostać się z naczynia w sposób nieinwazyjny, a jeżeli nie zrobi tego delikatnie, to zrobi to po swojemu, czyli na chama.
Krzywa wypału i wolne podgrzewanie do co najmniej 100°C, to sobie zanotujcie z dzisiejszego bloga.
A na koniec kilka bombek:)
manyevenings@gmail.com
(+48) 513 637 578
Many Evenings s.c.